Aktualności

Wiosną 2005 r. reporterzy Superwizjera i "Rzeczpospolitej" postanowili sprawdzić, jak wygląda rynek dzieł sztuki w Polsce. Wcześniej zebrali informacje, że krąży na nim wiele falsyfikatów sprzedawanych jako oryginały za całkiem niemałe sumy. Udało im się namówić, nieżyjącego dziś, znakomitego i wysoko przez kolekcjonerów cenionego malarza Franciszka Starowieyskiego, by użyczył swego nazwiska, zaś malarza młodszego pokolenia Bogdana Achimescu, by namalował obraz w stylu Starowieyskiego. Obraz dostał nazwę "Zjawa" i trafił do renomowanego domu aukcyjnego w Warszawie.
Wcześniej niezbędny przez wystawieniem na aukcję certyfikat autenyczności wystawili "Zjawie" historycy sztuki dr Łukasz Kossowski i jego żona. Obraz po dramatycznej licytacji trafił do dziennikarza Superwizjera, który podał się za kolekcjonera, a niedługo później wybrał się do domu aukcyjnego, by wyrazić swoje wątpliwości związane z autentycznością "Zjawy". Chodziło m.in. o datowanie obrazu, o to, że jego styl nie wskazuje na to, że Starowieyski namalował go akurat w tym czasie, kiedy został datowany, bo wtedy nie malował w taki sposób. Dr Kossowski i jego żona przyznali się do pomyłki, ale podtrzymali opinię, że jest to autentyczny obraz Franciszka Starowieyskiego i od ręki wystawili nowy certyfikat autentyczności.
Dziennikarze ujawnili swoją prowokację i usiłowali uzyskać komentarz od eksperta, ale ten go odmówił. Sprawa odbiła się szerokim echem na rynku dzieł sztuki. Głos zabrał na łamach branżowego pisma "Art&Business" dziennikarz Janusz Miliszkiewicz. W felietonie zatytułowanym "Mein kampf" pisał o braku zawodu eksperta na rynku sztuki i zarzucił Kossowskiemu niekompetencję. Ten w odpowiedzi wystąpił do sądu przeciw Miliszkiewiczowi.
Adwokat Kossowskiego, jak relacjonuje dziennikarz "Gazety Wyborczej", dowodził, że podobna dziennikarska prowokacja nie miała miejsca w Polsce. "Pan Kossowski nie mógł tego się spodziewać. Nie mieliśmy do czynienia z falsyfikatem pseudomalarzyny, ale Achimescu. Uznany i nagradzany artysta musiał namalować "Zjawę" wspólnie z Franciszkiem Starowieyskim", cytuje "Gazeta Wyborcza" mecenasa Romana Nowosielskiego.
Proces przeciwko felietoniście trwał od 2005 roku. Przez siedem lat zeznawali kolejni świadkowie, powstawały kolejne ekspertyzy. W ubiegłym roku sąd okręgowy uznał, że Miliszkiewicz mógł skrytykować eksperta. 5 lipca wyrok utrzymał sąd apelacyjny.
My zapraszamy do obejrzenia naszych reportaży o tej historii:
Komentarze (1)
Ale niedługo będzie ubaw.
- 0Tyle osób ocenia komentarz pozytywnieZaloguj się aby oceniaćOstatnio ocenili:
- 0Tyle osób ocenia komentarz negatywnieZaloguj się aby oceniaćOstatnio ocenili:
- podziel się
- zgłoś naruszenie
